środa, 14 maja 2014

Drugie urodziny bloga

Happy birthday to my blog!
Dziś mój blog obchodzi drugie urodziny. Dokładnie 2 lata temu, 14 maja 2012 roku napisałam pierwszy post. Obiecywałam, że będzie dużo o lakierach do paznokci i chyba słowa dotrzymuję, od tamtego momentu moje lakieromaniactwo się zdecydowanie pogłębiło.

źródło
A przy okazji to jest mój 250 post.

Nie będę Was to zanudzać statystykami, jedynie pokażę top 5 najchętniej czytanych wpisów wszech czasów (czyli z ostatnich dwóch lat ;p).

Post-lider, jeden z moich pierwszych wpisów, a ciągle utrzymuje się na samym początku najchętniej czytanych notek. Cieszę się, bo to dobry szampon i warto go kupić podczas wizyty w Biedronce.

Kolejny wpis z początków blogowania. Avonowe serum na końcówki włosów również Was bardzo interesuje i często szukając o nim informacji wpadacie do mnie.

Na kolejnych dwóch miejscach uplasowały się rozdania, więc pozwolicie, że je pominę a przejdę do następnych notek.

 Następnym chętnie czytanym wpisem jest relacja ze spotkania blogerek. W sumie się nie dziwię, bo ja też chętnie czytam takie posty i oglądam zdjęcia.

Kilka wyświetleń mniej ma notka, w której pokazałam gdzie trzymam swoje lakiery do paznokci. Od tamtej pory minęły raptem 3 miesiące, ale moja kolekcja się rozrosła i Helmer się znacznie zapełnił. Będę musiała zaktualizować zdjęcia.

Na ostatnim miejscu w klasyfikacji znalazł się magnetyczny lakier do paznokci z Lovely. Muszę przyznać, że jak teraz patrzę na zdjęcia to efekt mi się podoba. A dawno już lakieru magnetycznego nie używałam, muszę spróbować ponownie.


Najwięcej osób czyta mnie w Polsce, potem są kolejno Stany Zjednoczone, Rosja, Niemcy i Francja.
A trafiacie do mnie głównie przez wyszukiwarkę Google, ale również przez Polskie-Lakieromaniaczki jak i Beauty Blogs.


Na koniec chciałabym Wam podziękować za to, że mnie czytacie i komentujecie. Dzięki Wam mój blog istnieje!
Dziękuję również wszystkim, którzy lubią mój fanpejdż oraz obserwują mnie na instagramie.

W ramach podziękowań szykuję dla Was rozdanie i konkurs, będzie coś dla maniaczek kosmetycznych jak i lakieromaniaczek, ale o tym więcej w piątek. Stay tuned!

poniedziałek, 12 maja 2014

Avon, tusz do rzęs Irresistibly Sexy

Dziś opiszę Wam tusz do rzęs z Avonu, tym razem Irresistibly Sexy. Kiedyś wspominałam o Mega Effects, który polubiłam oraz o Super Drama, który był raczej słaby. Ciekawi jak ten się spisał?


Tusz znajduje się w różowym opakowaniu, które na pewno się rzuca w oczy i łatwo je znaleźć w kosmetyczce. Ja lubię takie kolorowe opakowania, choć pewnie niektórzy uznają to za "tandetę".


Kolor tuszu to blackest black i wydaje mi się, że tylko taki jest dostępny.


Szczoteczka jest klasyczna, z włosia, jednak kształt ma ciekawy, jest jakby przekręcona na środku. Na początku się obawiałam, że pewnie będzie sklejać rzęsy, ale nic takiego nie nastąpiło.

Od producenta:
"Tusz do rzęs Irresistibly Sexy unosi rzęsy i sprawia, że wyglądają na 20 razy grubsze! Ma kremową, pełną konsystencję, która wręcz rozpieszcza Twoje rzęsy. Wyjątkowa formuła sprawia, że tusz nie rozmazuje się i nie tworzy grudek."

Konsystencja tuszu faktycznie jest kremowa, od razu po otwarciu można było go używać, nie musiał "leżakować".
Jednak nie mogę się zgodzić z tym, że rzęsy są ileśtam razy grubsze. U mnie pogrubienie jest lekkie, natomiast maskara ładnie wydłuża i unosi rzęsy. Nie tworzy grudek, nie osypuje się. Pozytywnie się zdziwiłam, że tuszem z Avonu mogę uzyskać ładny efekt, bo jednak zbiera on raczej słabe opinie.
Niestety nie cieszyłam się nim długo, bo jakoś po niecałym miesiącu używania zaczął podsychać, więc aby uzyskać ładny efekt muszę nakładać 2 warstwy. Ale nadal rzęsy są ładnie wydłużone i uniesione oraz nie sklejone.

A teraz czas na zdjęcia z efektami na rzęsach, tutaj na początku użytkowania:




A tu już kiedy tusz trochę podsechł, z dwoma warstwami:


Podsumowując, muszę przyznać, że to przyzwoity tusz. Co prawda miesiąc używania to niedługo (w ogóle coś ostatnio trafiam na tusze, które szybko wysychają :( ), ale podczas jakiejś promocji można się na niego skusić.

piątek, 9 maja 2014

Orly, Androgynie

Dziś pokażę Wam jedno z moich małych marzeń, które udało się spełnić, mianowicie Orly Androgynie. Dorwałam go tylko za 15 zł na wiosennych targach Beauty Forum. Lakier pochodzi ze świątecznej kolekcji z 2011 roku.


Pędzelek klasyczny, długi, cienki, taki jak lubię najbardziej. Do tego bardzo wygodna, gumowa zakrętka.
Konsystencja lakieru w sam raz, dobrze się rozprowadza bez zalewania skórek.


Lakier jest czarny i zawiera w sobie mnóstwo malutkich srebrnych i złotych drobinek oraz większe heksy - zielone, niebieskie i złote, których w butelce jest dużo, natomiast na paznokcie mało się nakłada. Na początku przez jakiś czas mieszałam lakier (ma w środku kuleczkę, która to ułatwia) i potem jeszcze przed nałożeniem drugiej warstwy, ale niewiele to pomogło, mam wrażenie, że heksy są przyklejone do ścianek. Przed następnym malowaniem spróbuję go trzymać przez jakiś czas "do góry nogami", może to pomoże.


Do pełnego krycia potrzebne są 2 warstwy. Lakier ładnie błyszczy i drobinki nie zahaczają, ale i tak dodałam na wierzch warstwę Sally Hansen Insta-Dri.

Podczas zmywania stawia lekki opór, heksy zostają na paznokciu, ale obejdzie się bez metody foliowej, jedynie trzeba trochę dłużej przytrzymać nasączony wacik.







I jak Wam się podoba ten lakier? Bo mnie bardzo! Mimo tego, że heksów mało się nakłada i tak go uwielbiam, kojarzy mi się z galaktyką i jest taki rockowy, zdecydowanie w moim guście.

środa, 7 maja 2014

Lirene, migdałowe mleczko do mycia ciała

Dziś opiszę Wam jeden z nowych, kremowych żelów pod prysznic Lirene - migdałowe mleczko do mycia ciała z ekstraktem z kokosa i oliwki.



Opakowanie typowe dla produktów Lirene, zatyczka ma zagłębienie na palec, dzięki czemu bez problemów możemy otworzyć butlę. U góry jest płaska, dlatego też da się ją postawić "na głowie".

Konsystencja żelu jest dosyć rzadka i może nam przeciekać przez palce.


Mleczko dość dobrze się pieni, chociaż jak dla mnie mogłoby nieco mocniej.
Zapach jest przyjemny, słodki, otulający, aczkolwiek nie wyczuwam tu migdała.

Po użyciu żelu ciało jest gładkie, nie wysuszone, ale ja raczej problemów z suchą skórą nie mam i nie czuję potrzeby użycia balsamu.

Skład dla zainteresowanych:


Podsumowując, polubiłam to mleczko. Przyjemny zapach, niewielka cena - ok. 13 zł za 400 ml, dobra wydajność. Polecam wypróbować.

poniedziałek, 5 maja 2014

Nowości kwietniowe

Ostatnio było o zużyciach, więc dziś pokażę Wam, co mi przybyło w kwietniu.

Marmurkowe, neonowe Lemaxy, po 2 zł (dzięki Diunay!):


Moja część z grupowego zamówienia Kiko:


Oczywiście głównie lakiery z nowej serii Cupcake - 647 Jasmine, 648 Pineapple, 654 Anise, 641 Strawberry - ten akurat dla cioci, ale już nim malowałam paznokcie ;p oraz 265.

Oraz część z grupowego zamówienia z Golden Rose:


Top coat matujący, Paris Magic 311 i 314, Selective 74 i 70, Rich Color 18 i 26, Galaxy 12, kredki Emily 106, 111 i 117. Zapomniałam tu zamieścić szminki Velvet Matte, nr 10, już zdążyłam ją poużywać i polubić. :)

Zakupy w drogerii nocanka.pl:


Sally Hansen Sugar Coat nr 400 Sweetie, nr 600 Sour Apple, nr 800 Lick'O'Rich (każdy po 9,99 zł); Essie Go Ginza, Bahama Mama, First Timer, Beyond Cozy (po 14,99 zł) oraz magnetyczny Essie Crocadilly (11,99 zł). Kupiłam jeszcze jeden Essie, ale na razie nie pokażę, bo będzie dla Was do wygrania w konkursie :)

Pozostając jeszcze w temacie lakierowym, to kupiłam również lakierowy box Paese, ale o nim pisałam wcześniej.

Zamówienie z Ebaya:


Głównie chciałam nowe etui na telefon - wybrałam zielone w białe grochy (8 zł), a przy okazji przeglądając inne aukcje do koszyka wpadł naszyjnik z kotem (4 zł), kolczyki czarne koty (3 zł) oraz 3 pierścionki - sowa (3 zł), której niestety nie mogę założyć na palec bo przyszła bardzo pogięta; pierścionek z czarnym kamieniem (3 zł) oraz złoty (3 zł), taki trochę misz masz, bo jest w nim i brylant, i perły i jeszcze jakieś cosie.

Zobaczcie jak prezentują się na dłoni:


Zamówienie na homedelight.pl, skusiłam się głównie dlatego, że była promocja na woski Little Hotties, a przy okazji wrzuciłam do koszyka też kilka wosków Yankee Candle:


Little Hotties (25,90 zł), YC Orange Splash (7 zł) - już odpalałam, pachnie jak oranżada albo jakiś napój fantopodobny, Margarita Time (7 zł) - piękny zapach, cytrusowy, stał się jednym z moich ulubieńców, Under The Palms (6 zł) - świeży, zielony, trochę liściasty zapach, Cranberry Zest (7 zł), Rainwashed Berries (7 zł).

Zakupy z Rossmanna:


Szczotka do włosów For you beauty z naturalnym włosiem - czytałam u Was, że sprawdza się do długich i prostych włosów (29,99 zł), już zdążyłam poużywać i faktycznie jest niezła, dobrze rozczesuje, wygładza włosy; lakier Wibo Cansy Shop nr 1 (6,99 zł) oraz Wibo żel stylizujący do brwi, już kiedyś go miałam i lubiłam (9,49 zł).

Podczas promocji -49% kupiłam:


Podkład Rimmel Wake Me Up - dla mamy (21,41 zł), Maybelline BB krem (12,23 zł), Miss Sporty korektor w płynie (5,76 zł) - niezły, dość dobrze kryje cienie pod oczami i zawiera w sobie mikrodrobinki oraz przy okazji wzięłam maseczkę do twarzy Rival de Loop za 0,99 zł.



W drugim tygodniu tusz do rzęs Maybelline Colossal - dla mamy (17,33 zł), a dla siebie Bourjois Twist up the volume (23,45 zł) oraz żel Isana marakuja i kokos (2,49 zł).

Zakupy z Hebe:


Podczas promocji -30% na kosmetyki wyszczuplające kupiłam serum Eveline 4D za 12,59 zł.

Zakupy z Natury, podczas promocji -40%:


Essence, pędzel kabuki (10,49 zł) - bardzo dobrze się sprawdza do pudru jak i do kuleczek brązujących, precyzyjny pędzelek do eyelinera (3,89 zł); kredka do brwi (4,19 zł), cienie do brwi (6,59 zł) oraz Kobo puder rozświetlający (14,39 zł) - dla mamy, Catrice eyebrow stylist (10,19 zł) - ogólnie chciałam kupić żel do brwi eyebrow filler, ale nie było, więc wzięłam cienie, ciekawe jak się spiszą; Catrice quick dry & high shine top coat (6,29 zł), My Secret Hot colors błyszczyk nr 203 (7,19 zł), cienie matt 508 i 518 (po 4,79 zł) oraz cień Kobo Golden Rose (10,79 zł).

I na koniec zamówienie z Avonu, katalog 6/2014:


Lakiery do paznokci z nowej serii Gel finish - Fabulous, Orange Cursh, Royal Vendetta (wyszły mi po 9 zł), kryształki na paznokcie (9,99 zł); samoopalacz w musie (16,99 zł); nowa kuracja do włosów "gładkość jedwabiu" (9,99 zł) - tak jak myślałam, zawiera w składzie na początku same silikony, więc będzie do zabezpieczania końcówek; perełki brązujące Avon Glow (19,99 zł), kredka Glimmerstick brights Purple punch (7,99 zł); tusz do rzęs SuperShock z oferty dla konsultantek za 1 zł; próbki szminek "Doskonałość absolutna" oraz jedna z serii matte.
Chcecie zobaczyć swatche szminek?

I to już koniec kwietniowych zakupów. Myślę, że maj i kolejne miesiące będą skromniejsze, bo na razie nic nie potrzebuję. Jedynie jeszcze w Rossmannie już zdążyłam się skusić na kilka rzeczy.

sobota, 3 maja 2014

Zużycia kwietniowe

I jak zwykle z początkiem miesiąca, pokażę Wam, co udało mi się zużyć w poprzednim. W kwietniu mi poszło bardzo dobrze, z resztą sami zobaczcie.



czyli mój ulubieniec, jeśli chodzi o pielęgnację stóp. Świetnie nawilża i odżywia, a dodatkowo ślicznie pachnie, tak ciasteczkowo-karmelowo. Ostatnio pojawia się w katalogach w odświeżonej wersji, pod nazwą "odżywczy krem do rąk, stóp i łokci", ale sądzę, że to dokładnie to samo.
Pełna recenzja --> TUTAJ




2. Avon, Advanced Techniques, odżywcza kuracja z marokańskim olejkiem arganowym

Mój ulubiony produkt do zabezpieczania końcówek włosów, bardzo wydajny.

Pełna recenzja --> TUTAJ











3. Babydream, szampon do włosów

Chyba już wszyscy zdążyli się przekonać, że produkty dziecięce są dobre nie tylko dla dzieci.
Ja ten szampon bardzo lubię, zarówno do mycia włosów jak i do mycia pędzli, sprawdza się bardzo dobrze.
Muszę kiedyś o nim coś więcej napisać.










4. Green Pharmacy, szampon do włosów normalnych i przetłuszczających się

Ten szampon zużyłam już tradycyjnie do mycia włosów. Sprawdził się bardzo dobrze, poświęcę mu osobną recenzję.













5. IHT9, odżywka przeciw wypadaniu włosów

Ajurwedyjska odżywka o bardzo dobrym składzie i działaniu.
Poświęcę jej osobną recenzję.











6. Eveline, Slim Extreme 3D, termoaktywne serum wyszczuplające

Grzeje pupcię i to bardzo! Po posmarowaniu ud i pośladków efekt grzania utrzymuje się około pół godziny. Szkoda, że nie odkryłam tego serum wcześniej, kiedy jeszcze miałam stare grzejniki i zawsze mi było zimno. Teraz czasem ten efekt mi przeszkadzał, więc nie wiem, czy kupię ponownie. Może, jak nastanie sroga zima. Testowałam też na innych partiach ciała, ale grzanie czułam tylko na udach i pośladkach.








7. Lirene, kremowy płyn do higieny intymnej ŁAGODZENIE

Jeden z moich ulubionych płynów, dobrze, delikatnie myje, przyjemny zapach. Często wracam do różnych wersji płynów Lirene i każda mi pasuje.












8. Lirene, migdałowe mleczko do mycia ciała

Nowość Lirene do mycia ciała, wyszły 3 wersje tych mleczek, ja wybrałam migdałowe. Duża butla 400 ml na długo starcza.
Poświęcę mu osobną recenzję.










9. Farmona, Tutti Frutti, masło do ciała liczi&rambutan

Bardzo dobre masło do ciała, dobrze nawilżało, ładnie pachniało.

Pełna recenzja --> TUTAJ






10. Lady Speed Stick, wild freesia

Mój pierwszy antyperspirant w sztyfcie. Polubiłam go, bardzo dobrze chronił, ładnie pachniał, poza tym taki sztyft jest bardziej wydajny niż spraye. Niestety zostawiał białe ślady.










11. Softino, Cotton Pads

Płatki kosmetyczne z Lidla, które już często przewijały się w moich zużyciach. Bardzo je lubię, są cienkie, nie rozwarstwiają się.












12. Cztery Pory Roku, zimowy krem do rąk

Używałam go zarówno w chłodne, jak i cieplejsze dni. Sprawdzał się bardzo dobrze, nawilżał, dzięki niemu nie miałam szorstkich dłoni.

Pełna recenzja --> TUTAJ









13. Flos-lek, maseczka intensywnie nawilżająca

To co widzicie to połówka (maseczka składa się z dwóch takich części), która starczyła mi na 2 użycia. Mam co do niej mieszane uczucia.
Poświęcę jej osobną recenzję.





14. Frutique, Exfoliate, Złuszczający żel z enzymów papai
Miałam tylko małą próbkę, która starczyła mi na jedno użycie. Jak używać:
"Delikatnie wmasować na czystą skórę ruchem kolistym przez 30 do 60 sekund. Poczekaj aż martwy naskórek zacznie się złuszczać. Delikatnie spłukać ciepłą wodą by usunąć wszystkie zanieczyszczenia."
Pomyślałam sobie: taa jasne, już to widzę jak mi się złuszcza naskórek, przecież regularnie używam peelingu. No ale dobra, próbujemy. I po chwili - wow, to faktycznie działa! Już po kilku sekundach masażu zaczęłam czuć między palcami grudki martwego naskórka. Po niecałej minucie całość spłukałam. Twarz po użyciu była bardzo wygładzona, miła w dotyku, wągry na nosie jakby mniej widoczne. Poważnie zastanawiam się nad kupnem normalnego opakowania, ciekawe, czy regularnie używany dał by jakieś dobre efekty. Do kupienia np. na alphanailstylist.

I to by było na tyle. Właśnie zauważyłam, że mam sporo recenzji do nadrobienia. Ale co się odwlecze... także stay tuned!

Zobacz także:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...