środa, 30 lipca 2014

Dove, Go fresh, pomegranate & lemon verbena, antyperspirant w aerozolu

Dziś opiszę Wam mój pierwszy antyperspirant w sprayu firmy Dove. Do tej pory zwykle sięgałam po Rexonę, z której byłam bardzo zadowolona (recenzja), ale postanowiłam wypróbować coś innego.


Wybrałam wersję o zapachu granatu i werbeny cytrynowej. Zapach ten bardzo mi się spodobał, jest słodkawy, na początku wydaje się mocny (ale nie dusi), jednak po chwili lekko zanika i potem już go mocno nie czuć, nie koliduje z perfumami.

Aerozol dobrze psika, ani razu mi się nie zaciął. 


Producent zapewnia, że antyperspirant:
Zawiera 1 mleczka nawilżającego oraz witaminę E, pielęgnując skórę pod pachami i zapewniając uczucie świeżości przez cały dzień. 0% alkoholu, 48h ochrona przed poceniem.

Oczywiście na dwudniową ochronę nie ma co liczyć, ale przez cały jeden dzień (czyli powiedzmy te 12 godzin) chroni bardzo dobrze. Nawet po wysiłku fizycznym nie czuć brzydkiego zapachu. Przed wydzielaniem potu nie chroni, ale to nie jest bloker. Antyperspirant jest łagodny dla skóry i można go użyć od razu po depilacji, nie podrażnia.
Mały minus za to, że czasem pod pachami widziałam białą powłoczkę (pewnie osad z talku), ale nie w takiej ilości, jak to kiedyś u mnie robił spray Nivea.  

Skład dla zainteresowanych:


Podsumowując, to bardzo dobry antyperspirant. Skuteczny, ładnie pachnie, jest łagodny dla skóry. Zachęcił mnie do wypróbowania innych sprayów z Dove.

poniedziałek, 28 lipca 2014

Bath & Body Works, Sweat Pea, mydło w piance

Dziś opiszę Wam mydło w piance z Bath & Body Works, które od dawna mnie ciekawiło, ale normalna cena jest według mnie dużo za duża (29 zł), więc kupuję tylko podczas promocji. Swoją drogą to kolejny produkt w piance, który gości w mojej łazience, po piance do mycia twarzy i do higieny intymnej. Ciekawe do czego jeszcze mogą wymyślić piankę?


Opakowanie mydła jest plastikowe, przezroczyste, dzięki czemu widzimy, ile produktu nam zostało.
Pompka nie zacina się, jedno naciśnięcie zapewnia sporą ilość piany, która spokojnie starczy na umycie dłoni. Dla mnie nawet czasami wydaje się jej za dużo, więc wyciskam pół pompki.

Obawiałam się, że wydajność będzie słaba, a jednak już długo go używam, więc myślę, że jest tak samo jak w przypadku zwykłych mydeł w płynie.


Pianka dobrze oczyszcza dłonie, zarówno z brudu jak i brzydkich zapachów. Nie wysusza dłoni.

Moja wersja zapachowa Sweat Pea ładnie pachnie, owocowo, ale właśnie tak trochę "mydlanie" mi się kojarzy, że np. nie wyobrażam sobie używania perfum o tym zapachu.

Skład dla zainteresowanych:


Podsumowując, mydło w piance bardzo dobrze się u mnie sprawdza. Sama pianka to fajny bajer, na szczęście działanie jest dobre i co najważniejsze mydło moich dłoni nie wysusza. Na pewno jeszcze podczas wyprzedaży zaopatrzę się w inne zapachy.

piątek, 25 lipca 2014

KIKO Cupcake 658 Pineapple

Dziś pokażę Wam kolejny lakier KIKO z kolekcji Cupcake, tym razem nr 658 Pineapple. Poprzednio pokazywałam truskawkę - TUTAJ, oraz jaśmin - TUTAJ.



Pędzelek nieco szerszy niż normalnie, równo ścięty, wygodnie się nim maluje.
Konsystencja lakieru należy raczej do tych gęstszych.

Do pełnego krycia potrzebne są 2 warstwy. Po pierwszej jeszcze są prześwity, ale druga wszystko ładnie zakrywa.


Kolor 658 został nazwany ananasem, chociaż według mnie mógłby być bananem, ponieważ kojarzy mi się z bananowym shake'iem. Żółta piaskowa baza zawiera w sobie pomarańczowe i ciemne (szare/czarne) drobinki.


Lakier szybko wysycha, po około 5 minutach od pomalowania piaskowa struktura jest ładnie widoczna i lakier już praktycznie utwardzony, więc szybko możemy wracać do innych zajęć. W dotyku lakier jest lekko chropowaty, co ja bardzo lubię i często wtedy dotykam swoje paznokcie. :)
Podobnie jak w przypadku truskawki może zdarzyć się, że drobinki nam się zbiorą na brzegu paznokcia, więc aby o nic nie zahaczyć lepiej je od razu spiłować.

Trwałość bardzo dobra, dopiero po 5 dniach zauważyłam lekko starte końcówki.





Jak Wam się podoba ananasek? Mnie bardzo, na pewno teraz latem będzie często gościł na moich paznokciach (ta jasne, wmawiaj sobie, kiedy ostatnio malowałaś paznokcie dwa razy tym samym lakierem?), na opalonych dłoniach będzie super wyglądał.

wtorek, 22 lipca 2014

Catrice, Eyebrow Set, zestaw do stylizacji brwi

Dziś opiszę Wam paletkę cieni do brwi Catrice, na którą skusiłam się, gdy w Naturze zabrakło żelu do stylizacji brwi. Muszę przyznać, że chyba jestem z niej jeszcze bardziej zadowolona niż z żelu, mimo, że musimy poświęcić trochę więcej czasu na malowanie.



W paletce znajdują się 2 cienie, jaśniejszy i ciemniejszy. Mamy tutaj również lusterko oraz wysuwaną kasetkę, w której znajduje się pęseta oraz pędzelek i mała szczoteczka. Duży plus za te przybory w zestawie, ponieważ są naprawdę przyzwoite.


Na początku używałam tego dołączonego pędzelka i nie narzekałam, ale po jakimś czasie przerzuciłam się na skośny z Essence. Natomiast szczoteczki używam cały czas, najpierw przed pomalowaniem przeczesuję nią brwi, potem je maluję właśnie wspomnianym pędzelkiem z Essence a potem znów przeczesuję, zbierając nadmiar cieni.


Cienie mają bardzo dobrze dobrane kolory. Jasny jest naprawdę jasny, taki popielaty, dobrze nadaje się do wypełniania brwi i daje bardzo naturalny efekt, jednak jak dla mnie trochę za jasny, ponieważ mam ciemne włosy i oczekuję przyciemnienia brwi, więc pewnie nada się dla blondynek. Natomiast jeśli chodzi o ciemniejszy to mam wrażenie, że sam jest dla mnie nieodpowiedni, troszkę za ciemny i czasem wychodzą z niego ciepłe tony, dlatego też mieszam oba kolory i wtedy uzyskuję idealny odcień, chłodniejszy, lekko szarawy.

Na zdjęciach od lewej jasny cień, w środku ciemny a z prawej wymieszane, nałożone pędzelkiem.



Cienie utrzymują się cały dzień, nie blakną, nie ciemnieją, nie ścierają się, nawet po potarciu brwi ręką. Może się zdarzyć, że przy nakładaniu troszkę się będą osypywać, ale mnie to się zdarza rzadko, poza tym łatwo można nadmiar zdmuchnąć. Cieni używam od jakichś dwóch miesięcy a zużycie jest niewielkie, więc na pewno jeszcze starczą mi na długo.

A teraz efekty na brwiach, najpierw jedna umalowana a druga nie, chyba widać różnicę?


I obie pomalowane:


Podsumowując, paletka spisuje się bardzo dobrze. Uzyskuję nią naturalny efekt, kolor pasuje do moich włosów, a twarz od razu inaczej wygląda. Teraz bez pomalowanych brwi czuję się "goło". Polecam Wam wypróbować ten zestaw do stylizacji brwi, kosztuje ok. 16 zł, a jest świetny! Dla początkujących także, ja nigdy wcześniej nie używałam cieni do brwi a z tymi od razu się polubiłam.

piątek, 18 lipca 2014

KIKO Cupcake 647 Jasmine

Dziś pokażę Wam kolejny lakier KIKO z kolekcji Cupcake, czyli lakierów o wykończeniu piaskowym - Sand/Sugar Effect. Poprzednim razem pokazywałam truskawkę - 651 Strawberry.



Konsystecja lakieru w sam raz, może nieco w stronę tej gęstszej. Pędzelek nieco szerszy niż normalnie, równo ścięty, wygodnie się nim maluje.


Kolor 647 został nazwany jaśminem. Jest to biała, piaskowa baza, która zawiera w sobie pomarańczowe i niebieskie drobinki. Według mnie jest to bardzo fajny lakier zarówno na lato - ładnie się prezentuje przy opalonej skórze, jak i na zimę - trochę kojarzy mi się ze śniegiem, ale nie aż tak jak biały Ados.


Do pełnego krycia potrzebne są 2 warstwy i tyle możecie zobaczyć na zdjęciach.

Lakier szybko wysycha, po około 5 minutach od pomalowania piaskowa struktura jest ładnie widoczna i lakier już praktycznie utwardzony. W dotyku lakier jest lekko chropowaty, jak to przy piaskach bywa, co ja bardzo lubię. :)

Trwałość lakieru dobra, 5 dnia zauważyłam starte końcówki, ale to i tak było widoczne przy mocnym wpatrzeniu się w paznokcie. Zmywanie nie jest straszne, wystarczy tylko dłużej przytrzymać wacik i mocniej potrzeć.





 A Wy co sądzicie o takim białym piasku? Podoba się Wam ten dodatek kolorowych drobinek, czy wolicie czysty biały piasek Adosa?

środa, 16 lipca 2014

Lirene, witaminowy krem do rąk, odżywienie

Dziś opiszę Wam krem do rąk z Lirene przeznaczony do skóry suchej. Zawiera w sobie olejek z awokado, aloes, witaminy A, E, K, PP oraz kwasy tłuszczowe.



Krem znajduje w dość miękkiej, stojącej na "głowie" tubce. Otwarcie na zatrzask, łatwo wycisnąć odpowiednią ilość produktu.


Konsystencja lekka, dobrze rozprowadza się na dłoniach i szybciutko wchłania. Od razu możemy wracać do pracy z papierami czy przy komputerze. Po posmarowaniu zostaje na dłoniach jedynie delikatna otoczka.
Niewiele potrzeba do posmarowania obu dłoni, przez co krem jest wydajny.

Zapach przyjemny, kremowy, raczej neutralny i powinien większości pasować.
A działanie bardzo dobre, dłonie po użyciu są miękkie, dobrze nawilżone. Krem sprawdza się też używany grubą warstwą na noc, ja potem przez cały dzień nie czuję potrzeby kremowania dłoni. Ale z drugiej strony teraz kiedy jest ciepło moje dłonie niewiele potrzebują, więc nie wiem jak by się sprawdził zimą albo na suchej skórze.

Skład dla zainteresowanych:


Podsumowując, to bardzo fajny krem na ciepłe dni, kiedy Wasze dłonie dużo nie wymagają, a Wy oczekujecie lekkiego kremu, który szybko się wchłania. Wtedy jak najbardziej polecam go wypróbować!

poniedziałek, 14 lipca 2014

Essie, Go Ginza + ćwieki + holo top

Dziś opiszę Wam lakier Essie Go Ginza, pochodzący z kolekcji Madison Ave-Hue. Pamiętam, że na początku nie podobał mi się jakoś szczególnie, ale później zaczęłam przekonywać się do takich jasnych odcieni i w końcu go kupiłam.



Posiadam lakier w wersji amerykańskiej, z cienkim pędzelkiem.
Konsystencja w sam raz, ani za rzadka ani za gęsta, chociaż może raczej w stronę rzadszej. 


Kolor to pastelowy, rozbielony fiolet.
Do pełnego krycia wystarczają 2 warstwy i tyle widzicie na zdjęciach + jeszcze warstwa top coatu Poshe. Lakier nie smuży, ogólnie nie ma żadnych problemów z aplikacją.





Po dwóch dniach noszenia postanowiłam go urozmaicić, dodając ćwieki i holo top z Colour Alike. Szkoda, że efekt holo jest słaby, na zdjęciach nie udało mi się go uchwycić, ale na żywo w słońcu ładnie się mienił.
Taki mani nosiłam przez 6 dni bez żadnych uszczerbków.






Jak Wam się podoba Go Ginza? Wolicie wersję solo czy z ćwiekami?

piątek, 11 lipca 2014

Receptury Babuszki Agafii, czarny szampon Agafii

Dziś opiszę Wam czarny szampon Agafii, który kupiłam podczas wycieczki do Gruzji. Jest to szampon przeciwłupieżowy, ja co prawda nie mam z tym problemu, ale liczyłam, że może coś pomoże na przetłuszczanie.


Szampon znajduje się w plastikowej butelce z otwarciem na zatrzask, łatwo się otwiera. Dziurka nie jest duża, przez co wylewamy odpowiednią ilość produktu.


Przy pierwszym użyciu zdziwiłam się, że szampon jest naprawdę czarny! No dobra, może raczej ciemno-szaro-zielono-błotnisty, ale przyznacie, że to fajna odmiana od innych szamponów. Konsystencja nie jest zbyt rzadka, nie przecieka przez palce.


Szampon bardzo dobrze się pieni, do umycia włosów wystarczy niewielka ilość, przez co jest wydajny. Dobrze oczyszcza, nie plącze włosów, nie wzmaga przetłuszczania, po wyschnięciu włosy są puszyste i ładnie odbite od nasady. Wydawało mi się, że nawet na drugi dzień prezentowały się lepiej niż podczas używania innych szamponów. Myślę, że powinien się sprawdzić u osób z delikatną skórą, ponieważ zawiera dużo ziołowych ekstraktów a nie ma SLS-ów.
Mały minus za zapach, który mi nie przypadł do gustu. Kojarzy mi się z jakąś dawną wodą kolońską wymieszaną z ziołami, jest taki męski. Może to zasługa ostrzenia pospolitego, który jest w jego składzie, bo z tego co wyczytałam na Wikipedii to bywa on używany do odstraszania myszy. :)

Skład dla zainteresowanych:


Podsumowując, szampon przypadł mi do gustu, mimo niezbyt pięknego zapachu. Ważne, że działanie jest bardzo dobre. Chętnie przywiozę sobie jeszcze jedną butlę tego szamponu z Gruzji. W Polsce na pewno jest do kupienia w sklepach internetowych a możliwe, że też stacjonarnie w zielarniach.

Zobacz także:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...