piątek, 31 października 2014

Halloween manicure

Pamiętacie moje zeszłoroczne halloweenowe paznokcie? W tym roku oczywiście znowu postanowiłam zrobić specjalne mani. Muszę przyznać, że największą uwagę zwracał kościotrup. Korzystałam z tutorialu Robin Moses przy jego malowaniu.







Na koniec życzę wesołej zabawy tym, którzy wybierają się na halloween party!

środa, 29 października 2014

Natura Siberica Professional, szampon rokitnikowy dodający objętości & odżywka z efektem laminowania

Dziś opiszę Wam dwa produkty do włosów, które przywiozłam sobie z Gruzji. Szampon rokitnikowy dodający objętości do normalnych i przetłuszczających się włosów oraz odżywka dodająca objętości z efektem laminowania do osłabionych i zniszczonych włosów. U nas można je kupić w różnych sklepach internetowych. 


Oba produkty znajdują się w 400 ml butlach z otwarciem na pstryczek. Szampon jest w butelce niebieskiej, odżywka pomarańczowej. Obie posiadają naklejki w różne kwiatki, liście, nawet ważka się tam znajduje. Do tego złote napisy. Całość elegancko wygląda i mnie się bardzo podoba.


Konsystencja szamponu jest w sam raz, nie za gęsta, łatwo wyciska się z butelki, ale nie ucieka szybko z dłoni.
Podobnie w przypadku odżywki, łatwo się rozprowadza na włosach, nie spływa, moje włosy wręcz ją "piją" przez co zawsze miałam wrażenie, że muszę więcej nakładać.
Oba produkty używałam w duecie i starczyły mi na ten sam okres czasu - ok. 2 miesiące codziennego używania.

po lewej szampon, po prawej odżywka
A jak z działaniem? Zacznę od szamponu, najpierw zapewnienia producenta:

"Szampon głęboko oczyszcza i odświeża włosy i skórę głowy, odżywia i wzmacnia cebulki włosowe, stymulując wzrost włosów. Wchodzące w skład szamponu witaminy i aminokwasy odżywiają i regenerują włosy. Po zastosowaniu szamponu włosy odzyskują życiową siłę i niezwykłe odczucie świeżości. Olej ałtajskiego rokitnika i marokański olej arganowy sprzyjają produkcji keratyny, nadajacej włosom trwałość i blask. Arktyczna malina i głóg zachowują wilgoć głęboko w strukturze włosów. Dzika mięta pieprzowa i pięciornik krzewiasty oczyszczają, odświeżają i tonizują skórę głowy, stymulują krwiobieg."

Szampon bardzo dobrze się pieni, nie potrzeba go dużo do umycia włosów. Oczyszcza, dobrze zmywa domową maseczkę z żółtka, oliwy i miodu. Włosy są ładnie odbite od nasady. Nie wzmaga przetłuszczania, a nawet miałam wrażenie, że trochę przedłuża świeżość, na drugi dzień włosy wyglądały lepiej niż po innych szamponach. Nie zauważyłam za to wzmocnienia (ostatnio sporo włosów mi wychodzi, czyżby jakieś jesienne przesilenie?) ani większego porostu włosów.

Skład szamponu:


Teraz przejdę do odżywki, podobnie na początek informacje od producenta:

"Odżywka z  efektem laminowania intensywnie przywraca uszkodzone struktury włosa i chroni je przed ciepłem podczas gorącej stylizacji. Idealny do pielęgnacji włosów osłabionych, farbowanych oraz po trwałej. Uszczelnia powierzchnię włosów warstwą ochronną, tworząc efekt laminowania, wygładza je ułatwiając proces rozczesywania, a zawarte w niej witaminy i aminokwasy odżywiają i regenerują włosy.
Olej z Ałtajskiego rokitnika i marokański olej arganowy przyczyniają się do powstawania keratyny, która zapewnia wytrzymałość włosów i połysk.
Cladonia śnieżna biały arktyczny róży i olej z nasion lnu syberyjski utrzymuje wilgoć w strukturze włosów.
Po zastosowaniu balsamu włosy stają się wyraźnie gładsze, elastyczne i lśniące."

Już podczas zmywania odżywka czuć, że włosy są wygładzone i nie splątane. Po wyschnięciu są bardzo gładkie, milutkie, śliskie w dotyku. Nawet moje końcówki, które są suche i zwykle spuszone po tej odżywce są ładnie wygładzone, czyli jakiś tam efekt laminowania może występuje. Nie jest to mocne działanie, ale to i dobrze, bo włosy nie są w ogóle obciążone. Są sypkie i bardzo błyszczące. Odżywka także ułatwia rozczesywanie.

Skład odżywki:


Na koniec jeszcze wspomnę o zapachu obu produktów - jest taki owocowo-cukierkowy. Mnie się bardzo spodobał.

Podsumowując, ten duet u mnie sprawdził się świetnie! Szampon nie wzmagał przetłuszczania, a nawet trochę przedłużał świeżość. Odżywka dawała efekt super gładziutkich i miękkich włosów. Pewnie jeszcze kiedyś do tych produktów wrócę. I Wam polecam wypróbować!

poniedziałek, 27 października 2014

Manicure z Trind

Słyszeliście o marce Trind? Trind Cosmetics to holenderska firma istniejąca od 25 lat, ale na polskim rynku dopiero niedawno się pojawiła. Oferuje głównie produkty do pielęgnacji paznokci. Ja miałam ostatnio okazję poznać markę na spotkaniu zorganizowanym przez dystrybutora - Medical Beauty Group.



Podczas spotkania produkty firmy prezentował Frank Schretlen - International Sales & Brand Development Manager.

Kluczowym produktem jest Nail Repair, czyli odżywka wzmacniająca paznokcie, która ma dawać efekty już po 2 tygodniach stosowania. Czy faktycznie daje? Zapraszam do recenzji Diunay, to zobaczycie rezultaty. Dostępna jest w wersji klasycznej z połyskiem, matowej, kolorowej oraz przeciw obgryzaniu paznokci.

W ofercie dostępne są także lakiery do paznokci (zawierające w sobie składniki poprawiające stan paznokci), jednak gama kolorystyczna nie jest duża, firma nie planuje jej rozszerzać, ponieważ tak jak wspomniałam skupia się na pielęgnacji.


Na spotkaniu otrzymaliśmy także zaproszenia na zabieg na dłonie, z malowaniem paznokci i doborem odpowiedniego produktu do swoich potrzeb.

Po więcej zdjęć ze spotkania zapraszam na bloga epidermidis, a teraz przejdę do relacji z zabiegu.


Zabieg przeprowadzała pani Daria. Na początku nałożyła mi na skórki Cuticle Remover, który je zmiękczył i ułatwił łatwe usunięcie za pomocą patyczka. Nie wycinałyśmy skórek. Zrezygnowałam także z piłowania paznokci, ponieważ sama już wcześniej to zrobiłam (jednak samemu najlepiej się wie jaki kształt i długość nam odpowiada). Potem pani Daria wykonała mi peeling dłoni scrubem z wyciągiem z lotosu. Podczas zmywania peelingu na dłoniach pozostaje tłustawa warstewka, która ma ułatwiać wsmarowanie maski. Następnie więc została mi nałożona maska zmiękczająca. Muszę przyznać, że działa świetnie, ponieważ jeszcze długo po zabiegu czułam nawilżenie dłoni!


Zapach produktów jest specyficzny. Może to ten lotos? Chociaż ja tam też wyczuwałam jakby nuty róży, której nie lubię. Całość mi się kojarzyła "babcinie". Ale nie jak perfumy, tylko jak szminka babci. Pamiętam, że moja babcia miała kiedyś szminkę o takim zapachu! No niestety nie podszedł mi on, ale na pewno ma swoich zwolenników (chociażby panią Darię :P).


Później na skórki został nałożony Cuticle Balsam - preparat nawilżający, ale bezolejowy, dzięki czemu po wmasowaniu można przejść od razu do malowania paznokci. Jednak wcześniej jeszcze użyłyśmy Nail Balsam, który ma za zadanie nawilżyć płytkę paznokciową. Tu również od razu po użyciu można malować paznokcie.
Jako baza została zastosowana odżywka Nail Repair. Ma ona również przedłużać trwałość manicure'u. 


Następnie przeszłyśmy do półki z lakierami i teraz problem, jaki kolor wybrać?


W końcu zdecydowałam się na numer 180 - ciemny granat, czasem nawet wydaje się czarny. Zawiera w sobie jaśniejszy niebieski shimmer, która uwidacznia się w mocnym sztucznym świetle, tworząc fajną poświatę.


Dwie warstwy lakieru potrzebne są do pełnego krycia.
Na koniec jeszcze warstwa top coatu oraz Quick Dry, który jednak nie jest aż tak bardzo "quick", trzeba przez jakiś czas uważać na odgnioty.




Zaraz po wyjściu, zdjęcie mogliście zobaczyć na moim instagramie:


Ja oczywiście zaraz musiałam sobie zniszczyć mani, taki pech. Zrobiła mi się dziura i wgniecenie w jednym kciuku, a za chwilę w drugim. Nie mam pojęcia jak to się stało. Dlatego też żeby je jakoś zakamuflować w domu nałożyłam na kciuki i na serdeczne brokat Golden Rose Carnival 01.



A jeśli chodzi o produkt, który sobie wybrałam, zdecydowałam na Cuticle Balsam, ponieważ problemów z paznokciami nie mam (nie mogłabym więc dobrze przetestować odżywki), a nawilżenie skórek zawsze się przyda. Także niedługo zabieram się do testów i potem przedstawię Wam recenzję.


Na koniec chciałabym podziękować panu Łukaszowi za zaproszenie i pani Darii za wykonanie zabiegu. Dziękuję także Subiektywnej.

piątek, 24 października 2014

Kallos, Crema al Latte, mleczna maska do włosów

Dziś opiszę Wam maskę/odżywkę do włosów firmy Kallos, wersję z mlecznymi proteinami.


Jak widzicie na zdjęciu, posiadam wersję w litrowym słoju. Starcza na bardzo długo, połowę zużyła moja mama, a druga połowa została dla mnie. Używam raz w tygodniu już kilka miesięcy i jeszcze nie mogę jej wykończyć. ;p

Zapewnienia producenta:


"Dzięki proteinom mleka, maska dostarcza wspaniałego odżywienia dla każdego typu włosów, pozostawiając je miękkie i odżywione. Idealna dla włosów farbowanych, osłabionych przez rozjaśnianie i trwałą ondulację."

Maska ma dość lekką konsystencję, trzeba uważać, bo przy nakładaniu może nam spłynąć z rąk. Łatwo się rozprowadza na włosach i niewielka ilość wystarczy do ich pokrycia.


Producent nie określa dokładnie czasu na jaki mamy zostawić maskę na włosach. Ja zwykle trzymam ją ok. 10 minut a potem spłukuję. Kilka razy użyłam ją jako odżywkę zostawiając na 1 - 2 minuty i też się dobrze sprawdziła.
Już podczas spłukiwania czuć, że włosy są gładziutkie. Maska ułatwia rozczesywanie. Po wyschnięciu włosy są bardzo miękkie, gładkie, przyjemne w dotyku. Mają ładny połysk. Jednak czasem mam wrażenie, że są troszkę bardziej przyklapnięte niż zwykle (dla przypomnienia - mam długie i cienkie włosy). Myślę, że maska dobrze się sprawdzi u kręconowłosych i tych co potrzebują dociążenia.

Poniżej efekt po użyciu maski, co prawda nie widać zbyt wiele, ale niech będzie. Po prawej zdjęcie z fleszem.
 

Maska dobrze się sprawdza też do łączenia z innymi produktami. Ostatnio wykorzystałam kilka produktów z lodówki + łyżkę Kallosa i zdziwiłam się, jakie miałam potem włosy! Mogę opisać coś więcej jak chcecie.

Plusem jest jej bardzo ładny zapach - mleczny, nieco waniliowy, ale taki budyniowy. :)

Skład dla zainteresowanych:


Podsumowując, maska jest dobra i tania. Za litrowe opakowanie zapłaciłam ok. 12 zł. Chętnie wypróbuję inne wersję tych masek, mam ochotę na marchewkową. Ale pewnie kupię małe opakowanie, bo to wielkie starcza naprawdę na bardzo długo i maska może się znudzić.

środa, 22 października 2014

MUA Undressed, paleta 12 cieni

Dziś pokażę Wam swatche paletki cieni MUA Undressed, która jest określana jako tańszy zamiennik Urban Decay Naked. Kupiłam ją za ok. 20 zł co uważam za dobry wydatek, ponieważ cienie są uniwersalne, dobrze nadają się do dziennych makijaży. Przeważają tu cienie błyszczące.


Z tyłu paletki cienie oznaczone są numerami od 1 do 12, aczkolwiek te obrazki pokazujące kolor są zupełnie przekłamane.


W paletce oprócz oczywiście cieni znajdziemy także dwustronną pacynkę. Ja jej nie używam, ponieważ cienie nakładam pędzlami.


Pigmentacja cieni jest średnia, jeśli chcecie zrobić mocne oko to warto użyć bazy podbijającej kolor no i dokładać cienia. Przy nakładaniu raczej mało się osypują jeśli pamiętamy o strzepnięciu pędzelka.

Na początek swatche górnego rzędu, dla porównania w chłodnym i w ciepłym świetle:



Dolny rząd:


I na koniec oba razem:


Niedługo pokażę Wam, albo raczej stopniowo będę pokazywać, kilka makijaży zmalowanych tą paletką, stay tuned!

poniedziałek, 20 października 2014

Stemplowe róże z płytki MoYou Pro 08

W poprzednim poście pokazywałam Wam lakier 513 to był maj z Colour Alike a dziś pokażę Wam, jak go ozdobiłam.


Najpierw sięgnęłam po innego holosia również z Colour Alike - 496 Bamberka i gąbeczką wykonałam gradient. Na to warstwa Poshe dla wyrównania i szybkiego wyschnięcia. Potem z płytki MoYou Pro 08 białym lakierem Diadem F28 stemplowałam róże. Na koniec jeszcze warstwa top coatu Bell top shiny.








Jak Wam się podobają białe stemple? Moim zdaniem ślicznie się prezentują!

piątek, 17 października 2014

Colour Alike, 513 to był maj

Dziś pokażę Wam kolejny holograficzny lakier z mojej kolekcji i kolejny z Colour Alike, z wiosennej kolekcji Trele Pastele. Tym razem nr 513 o nazwie "to był maj".



Pędzelek klasyczny, cienki, równo ścięty.


Konsystencja w sam raz, ani za rzadka ani za gęsta. Bardzo dobrze mi się tym lakierem malowało i jedna warstwa już dobrze kryje, jednak do pełnego krycia potrzebne są dwie.
Podczas malowania i jeszcze trochę po lakier cukierkowo pachnie (tradycyjnie dla lakierów Colour Alike).
Wysychanie z wierzchu szybkie, natomiast utwardzenie następuje po ok. 40 minutach, więc już nie tak szybko.


Kolor 513 trudno mi jednoznacznie określić, niby zielony, ale chyba ma w sobie nuty niebieskości. Przejrzałam różne minerały w obrazkach google i wygląda trochę jak amazonit.
W zwykłym świetle dziennym, zachmurzonym, lakier po prostu wygląda jak by był z dodatkiem srebrnych drobinek. Natomiast w mocnym sztucznym świetle albo w słońcu mienią się one na różne kolory - przeważnie na żółto-pomarańczowo, czasem coś różowego się ujawni. Nie jest to mocny efekt holo, ale i tak mi się podoba.
Poza tym lakier ma ładny połysk - na zdjęciach bez topu.




I jak Wam się podoba ten holoś?

Zobacz także:

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...